Miód, płynne złoto, nektar bogów. Wiedzieli o tym już nasi przodkowie. Ludzie żywili się miodem od niepamiętnych czasów, początkowo wyłącznie od dzikich pszczół. Aby mieć stały dostęp do jego zasobów nasi pradziadowie „oswoili” pszczoły i nauczyli się je hodować.
Już starożytni Egipcjanie doceniali miód i przede wszystkim jego producentów, czyli pszczoły. Owady te uważano za ożywione łzy boga słońca Ra, a sam miód mogli spożywać tylko najwięksi dostojnicy. Pierwsze ślady pszczelarstwa z ziem polskich pochodzą sprzed 2 tys. lat. W XVI i XVII wieku Polska barcią stała. Przysłowie „kraina miodem i mlekiem płynąca” nie odnosiło się do żadnego mitycznego kraju, a właśnie do Polski. I to dosłownie! Byliśmy w tym czasie prawdziwą potęgą jeśli chodzi o handel miodem, zarówno w kraju jak i za granicą. Bartnictwo było ważniejszą gałęzią ówczesnej gospodarki niż łowiectwo czy handel drewnem. I tak zostało do dziś!
Litrowy słoik miodu rzepakowego kosztuje ok. 35 złotych. Wartość całego wyeksportowanego przez Polskę miodu tylko w 2014 roku wyniosła ok. 50 mln dolarów. Sporo! Ale czy ktoś zastanawiał się kiedyś ile kosztuje praca samych zapylaczy, tych drobnych owadów, pszczół, trzmieli, motyli, bez której miodu by nie było? Cena rodziny trzmieli do „obsługi” ok. 25 arów ogrodu kosztuje dzisiaj ok. 120–160 złotych. Łatwo sobie wyliczyć jaki to koszt, kiedy ktoś posiada hektary upraw wymagających pracy zapylaczy. Dopiero kiedy musimy zapłacić za zapylanie, zaczynamy uświadamiać sobie wartość usług, jakie zapewniają nam zapylacze. Chyba jako pierwsi zrozumieli to Chińczycy.
W 1958 roku, chiński przywódca komunistyczny Mao Zedong, w ramach tzw. Wielkiego Skoku Naprzód, nakazał zniszczyć wszelkie tradycyjne maszyny i narzędzia rolnicze. W efekcie załamała się cała produkcja rolna. Propaganda Mao obwiniła za to Wróble i Mazurki, które miały zjadać plony. Wódz kazał więc swojemu ludowi zabić wszystkich rzekomych winowajców. A ponieważ ptaków było mniej niż prześladujących je obywateli – stało się! Razem z Wróblami eksterminowano wiele innych, drobnych ptaków. Nic dziwnego, że już następnego roku chińskie uprawy zostały pochłonięte przez różne szarańczaki, które pozbawione naturalnej kontroli, mnożyły się bez ograniczeń. W wielkim kraju zapanowała trzyletnia klęska głodu, która zabiła ponad 30 milionów ludzi – głównie na chińskiej wsi. Co zrobili ludowi przywódcy? Postanowili „uregulować” problem żarłocznych owadów przy pomocy środków owadobójczych… Mimo że od tamtych wydarzeń upłynęło ponad pół wieku, do dziś w niektórych regionach Chińczycy zapylają ręcznie kwiaty w sadach i na warzywnych plantacjach przy pomocy pędzelków. Robią to, co kiedyś robiły pszczoły, trzmiele i inne błonkówki – zanim wymarły w wyniku tamtej akcji. Zużycie pestycydów było wtedy tak duże, że ich pozostałości wciąż są obecne w środowisku, co w wielu miejscach uniemożliwia powrót owadów.
Albert Einstein kiedyś powiedział „Kiedy wyginą pszczoły, rodzajowi ludzkiemu pozostaną 4 lata”. Czy ta katastroficzna wizja kiedyś się spełni? Każde dziecko wie, że pszczoły zapylają rośliny, które są podstawą ziemskiego ekosystemu. Nie trzeba więc nikomu tłumaczyć, że przewidywania tego słynnego noblisty, są jak najbardziej słuszne. Bez pszczół i innych zapylających owadów (m.in. trzmieli i motyli) po prostu zabraknie jabłek, gruszek, śliwek i wielu, wielu innych owoców, warzyw, zbóż oraz wszelkich roślin lub ich przetworów od niepamiętnych czasów obecnych na naszych stołach. Produkcja 90% owoców i aż ⅓ pozostałej żywności zależy od zapylaczy. Aż 87 głównych roślin uprawnych jest zapylanych przez pszczoły, trzmiele i ich kuzynów. Bez ich usług umarlibyśmy z głodu. Okazuje się, że wiatr to za mało! Rośliny potrzebują usług tych pracowitych zwierzątek. Gdy zacznie ich brakować, ludzkość stanie w obliczu globalnej klęski głodu. Co prawda już dzisiaj w niektórych rejonach globu ludzie głodują, ale jest to efektem nierównej dystrybucji żywności. Bo, gdy miliony mieszkańców afrykańskiego Sahelu (strefa na południe od Sahary) przymierają głodem, miliony ton żywności ląduje na śmietnikach w krajach bogatej północy (Europa i Ameryka). Coraz częściej klęski głodu wywołane są też dewastacją środowiska. Zatrucie, wyjałowienie, erozja i pustynnienie w wyniku zbyt intensywnego i nieumiejętnego gospodarowania ziemią, stają się typowym widokiem dla coraz większych obszarów Afryki, a także Azji i Ameryki Południowej.
W Polsce występuje ponad 470 różnych gatunków pszczołowatych (w tym pszczoły i trzmiele), ale aż 222 znajduje się w „Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych” (wyginięciem). Szacuje się, że tylko u nas w każdej sekundzie ginie… 105 pszczół miodnych. Przyczyną najczęstszych ostrych zatruć rodzin pszczelich w Polsce są opryski pól rzepaku! Coraz więcej pszczelarzy kontrolując swoje ule, nie znajduje w nich pszczół w ogóle, albo zaledwie kilkadziesiąt lub kilkanaście. Z tego względu zjawisko to nazwano „syndromem pustego ula”. Przyczyną tego stanu są niszczenie siedlisk i naturalnych lub tradycyjnych rolniczych krajobrazów, intensyfikacja i chemizacja rolnictwa, zanik miedz i innych półnaturalnych siedlisk z łanami kwitnących kwiatów, zanikanie kwietnych ogrodów, upraw roślin motylkowych, kolizje z samochodami (w przypadku trzmieli!) czy wiosenne wypalanie traw, tworzenie wielkopowierzchniowych upraw, zbyt intensywna eksploatacja i uprzemysłowienie pasiek, choroby i pasożyty, dla których osłabione i pozbawione naturalnej ochrony pszczoły są łatwym celem. W USA w latach 2012–2013 pszczelarze stracili ok. 45% swoich kolonii. W 2013 roku wyginęła tam niemal 1/3 pszczelich rodzin. W innych krajach, w tym w Europie, sytuacja wygląda podobnie. Trend ten dociera do Polski. Tylko w trakcie zimy 2014/2015 zginęło u nas ponad 230 tys. rodzin pszczelich! Wizja Einsteina wydaje się być coraz bliższa.
Co zrobić, aby uratować pszczoły i trzmiele? Po pierwsze dbać o krajobraz polskiej wsi, ten sprzed lat, gdzie pola były poprzecinane miedzami, łąki pyszniły się kwiatami, swoje miejsce na polu miały zarówno uprawy, jak i towarzyszące im chwasty, wzdłuż polnych dróg rosły cieniste aleje lip, w każdym zagłębieniu tworzyły się oczka wodne, a przed domami wyrastały wspaniałe, wielobarwne ogrody. Postęp i intensyfikacja są nieuniknione. Jednak nie może to być wyłącznie ślepe dążenie do celu. Warto się na chwilę zatrzymać i przypomnieć sobie o naszych związkach i korzeniach, o tym skąd pochodzimy i gdzie wyrośliśmy. Dlatego nie zapominajmy o naszych mniejszych braciach pszczołach, trzmielach i innych zapylaczach. Szpaler lip posadzonych koło domu, pozostawiony na miedzy głóg, wiciokrzew, dąbrówka, dyptam, miodunka, nostrzyk, szałwia i trędownik w ogrodzie, to tak niewiele dla człowieka, ale cały świat dla zapylaczy. Ograniczenie chemii, przynajmniej w najbliższym sąsiedztwie ula, niech przyroda rządzi się tam sama. Chwasty, tak niepożądane przez nas, mogą stanowić źródło bezcennego nektaru dla pszczół.
Pszczoły żyją na świecie dłużej niż człowiek. Ich historia jest długa, a rola ogromna. Świat nie byłby taki sam bez pszczół i innych zapylaczy. Nasze śniadania byłyby uboższe nie tylko o miód. Brak pszczół to ryzyko głodu na świecie. Warto wiedzieć, co dla nas robią i dbać o to, żeby żyło im się z nami dobrze i długo.
Nie popełniajmy błędów Chińczyków, aby miód nie stał się towarem deficytowym, bezcennym wspomnieniem, słodkiej przeszłości.
Autor artykułu: Adam Zbyryt
Fot. Paweł Sidło
Zapraszamy na nasze strony: www.bukietzpol.pl, www.ptakipolskie.pl, www.facebook.com/ptakipolskie
Artykuł powstał w ramach projektu „Bukiet z pól. Kampania informacyjno-edukacyjna na rzecz zatrzymania spadku różnorodności biologicznej w krajobrazie rolniczym”.
Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada wyłącznie stowarzyszenie Ptaki Polskie.